niedziela, 14 października 2012

„Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek” - Mary Ann Shaffer i Annie Barrows

Uczciwie przyznaję, iż do powyższej książki odniosłam się bez większego entuzjazmu. Ale mimo tego zarezerwowałam ją w osiedlowej bibliotece. Po około tygodniowym oczekiwaniu zgłosiłam się po jej odbiór. Już w tramwaju dokładnie obejrzałam okładkę i przeczytałam informacje na niej zawarte, jak to mam w zwyczaju czynić. A potem, nie wiem kiedy (bo od domu dzielą mnie raptem 4 przystanki) całkowicie wciągnęły mnie listy, które stanowią treść książki. Chłonęłam je jak gąbka i na przemian to uśmiechałam się, to smuciłam, to rozczulałam. Nie mogłam się od niej oderwać, jednocześnie zdając sobie sprawę, iż nie chcę też zaraz jej skończyć. Chciałam się nią po delektować. Odkładałam ją więc na biurko, by za chwilę rzucać jej tęskne spojrzenia, po czym zaraz ją otwierałam i wmawiałam sobie że jeszcze tylko jeden list, a potem kolejny i kolejny... . Książka przedstawia pisarkę Juliet Ashton (postać fikcyjną), która poszukuje tematu na książkę. Temat niejako przychodzi do niej sam, pocztą. Otrzymuje bowiem list od mieszkańca wyspy Guernsey, członka tytułowego Stowarzyszenia. Ów mieszkaniec Dawsey Adams, adres Juliet odnalazł w książce którą zakupił a która kiedyś należała właśnie do niej. Dawsey to bohater, który zdobył moje serce pisząc w liście do Juliet: „W latach młodości byłem małomówny, bo bardzo się wstydziłem tego, że się jąkam. Przyznam się, że pierwszy raz w życiu zostałem zaproszony na kolację właśnie wtedy. Oczywiście chętnie skorzystałem, choć prawdę mówiąc, moją porcję wolałbym zabrać do domu i zjeść w samotności”[str.34] Równie dużą sympatię budzi postać Clovisa Fosseya (również członka Stowarzyszenia) w szczególności fragment listu z wyznaniem „W 1942 roku zacząłem starać się o wdowę Hubert. Podczas wspólnych spacerów szła z przodu i nigdy nie pozwalała się wziąć pod rękę. To znaczy tylko mnie, bo Ralphowi Murcheyowi pozwalała, toteż mocno się frasowałem, że moje starania idą na marne”. [str. 70]. To oczywiście tylko dwójka z całej plejady bohaterów, którzy piszą do Juliet. Sposób w jaki ta książka została napisana zgodnie z okładkową recenzją miejscami wydaje się być historią prawdziwą. Czasem człowieka aż korci by w wyszukiwarce Google wpisać nazwisko Juliet Ashton i poszukać jej biografii czy zdjęć. Już dawno nie czytałam tak ciepłej i ciekawej książki. Każda z występujących tu osób swoimi listami potrafi wzbudzić w Czytelniku całą gamę emocji, uśmiech, radość, smutek, refleksję. Akcja, choć rozgrywa się w trudnym czasie, zaledwie rok po ukończeniu II wojny światowej pokazuje, jak bardzo duże piętno odcisnęła ona na ludziach i jak silny potrafi być człowiek, by na nowo ułożyć sobie całkiem szczęśliwe życie. Mam nadzieję, że duet Mary Ann Shaffer i Annie Barrows zaszczyci nas jeszcze niejedną powieścią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...